wybrane przez marka

blog Majowy

moje miejsce na ziemi


Przywiodłeś mnie Panie, na górę wysoką,
bliżej ku jasnym gwiazdom, bliżej ku obłokom.
W chojności Swej darowałeś bezkres łąk zielonych
dźwięczących świerszczy graniem, kwieciem ukraszonych...

Owiodłeś mnie szumem lasu, jak czułym ramieniem,
szeptem liści mnie pieszcząc, gnanych wiatru tchnieniem,
otoczyłeś Dunajca wkrąg wstęgą błękitną,
sprawiając, że nadzieją me marzenia kwitną.

Oczy me sycisz słodkim pięknych gór widokiem,
uszy śpiewem ptaków, i szumnym potokiem.
Dziękować Ci pragnę, modlitwami memi
za to, jedyne w świecie, me miejsce na Ziemi!

burza w obidzy


Moja pierwsza burza nad Obidzą...
czarna chmura szczelnie skryła słońca blask,
błyskawice niebo z wściekłą furią sieką,
grzmotów się przewala gniewny, suchy trzask.

Zatarł się gdzieś zarys gór na horyzoncie,
widnokrąg zasłała gęsta, sina mgła,
deszcz się z gradem zmaga w zwariowanych pląsach,
nad łakami, zboczem, krnąbrny wicher gna.

W ciemne okno patrzę, z trwożnym serca biciem,
wypatrując tęsknie kresu tej zawieji,
lecz tylko mi wicher odpowiada wyciem
i znikąd wokoło nie widać nadziei.

tęcza


Zaległa tęcza nad Obidzą,
znak między Bogiem i ludźmi przymierza.
Choć wszyscy patrzą, to nie wszyscy widzą,
Pan nad Ziemią pieczę ludzkości powierza.

W swej głupiej pysze czują się bogami
tej Ziemi - matki, co ich żywi, chroni,
swą pragnąc władzę roztoczyć nad nami
kłamstwem, podłością, przy użyciu broni...

A Bóg obiecał: "Jam jest Miłosierdzie,
nie spotka ludzi ode Mnie zagłada,
tęczę roztoczę, jako znak na niebie,
i dam, niech człowiek Mym stworzeniem włada"

I barwną tęczę nam podziwiać daje,
niczym kopuła rozpiętą nad głową,
co, spośród lasu, z horyzontu wstaje
i, pośród łąk się za horyzont chowa.

moja obidza


Nad Obidzą błękitne niebo,
nad Obidzą słońce gorące
ukwiecone obficie drzewa
a na łąkach ziele pachnące

Nad Obidzą koktajl zapachów
wiatr trel ptactwa niesie radosny
nad Obidzą spokój i cisza
najpiękniejsze symptomy wiosny.

Prosta chata na szczycie zieleni
zda się ręką stąd sięgniesz do nieba
kromka chleba, łyk mleka słodkiego
i nic więcej do szczęścia nie trzeba

Czule szumi lipa rozszczepiona
pośród listków sekrety swe chowa,
ukojenie przynosi i radość
moja piękna Obidza majowa.

góry


Góry moje drogie, góry chmurne nocą,
z parasolem gwiazd, które na niebie migocą.
Góry moje drogie, piękne i nad ranem,
kiedy zbocza wszędy mgiełką zaściełane.

Jeśli mgła się chmurą ku obłokom wzniesie
dzionek nieuchronnie nam deszczyk przyniesie,
lecz, jeśli leniwie ku ziemi opada,
będzie gospodyni dziś z pogody rada.

Góry moje, góry, piękne przed południem,
gdy słoneczko złote oświetla was cudnie.
Piękne nawet wtedy, gdy deszczem zalane,
i latem, i zimą, góry ukochane.

Góry piękne za dnia, gdy słonko w dolinie,
gdzie, spadając z szumem, bystra woda płynie.
Góry piękne także, gdy słońce na hali,
piękne, nawet wtedy, gdy grzmot słychać z dali.

Góry, polskie góry, piękne i z wieczora,
kiedy zmęczonemu marszem do snu pora,
gdy słońce zachodzi, a księżyc jaśnieje.
Na samą myśl o was me serce się śmieje.


na przysłopie


Na Przysłopie, na Przysłopie
baba w babę, chłop przy chłopie.

Wypachnieni, wystrojeni,
majem barwnym umajeni.

Tam, gdzie Niemiec, ręką srogą
czynił pomstę chat pożogą

tam kapliczka stoi czarna...
Ku niej dąży ciżba gwarna,

by, jak co rok, w Marii Święto
czcić spalonych wraz Mszą Świętą.

Ciągną skrzypce, gromkim chórem,
echo odpowiada wtórem,

i góralskie pienie niesie
hen, po halach, hen, po lesie...

A z Niebiesiech Matka Święta
przygląda się uśmiechnięta

jako boży lud się bawi...
i swym dzieciom błogosławi.

lipa


Stara lipo, wyrosła pośród łąk zielonych,
wśród pagórków polami, lasem otoczonych!
Piękna lipo, po przejściach, lipo rozszczepiona,
dumnie dźwigasz w niebo rozdarte ramiona!

W twych konarach, ponad doliną rozpiętych,
ileż skrywasz tajemnic i wspomnień zaklętych?
Ileś widziała ludzkich tragedii, radości?
Iluś kryła, karmiła tu skrzydlatych gości?

Moja lipo, nad dachem domu górująca,
w pogoni za błękitem, za promieniem słońca!
Moja lipo cienista, piękna w każdej porze,
i o wschodzie poranka, i w wieczorne zorze!

Gdy wiosną się budzisz, wśród słońca promieni
zanurzasz ramiona w soczystej zieleni.
Dla pszczół jesteś rajem, boś słonecznym latem
cała obsypana gęsto wonnym kwiatem.

Jesienią, porwistymi wiatrami targana,
przemocą jesteś, miła, z liści odzierana.
Zaś zimową porą śnieg biały cię chowa,
w tym śniegu wyglądasz jak senna królowa.

W swej woli przetrwania, w cykl roku zamknięta,
dumna lipo, jesteś dla mnie niepojęta!
Ma lipo rozłorzysta, ileż życia w tobie!
Zdajesz się szeptać do mnie: " chodź, odpoczyń sobie"

burza


Nad Obidzą złowieszcze zebrały się chmury
głuchym pomrukiem dając sygnał nieuchronnej burzy,
horyzont mgłą się zasnuł. Krajobraz ponury.
Skuliwszy płatki zamarł kwiat pąsowej róży.

Od gór uderzyła do wsi nawałnica
zięmię deszczem siekąc, ognia językami...
We łzach utonęła cała okolica
woda wartkimi rwała strumieniami.

Niebo, zagniewane serwując oblicze,
raz po raz jaskrawym uderzało blaskiem,
rozrywały powietrze blade błyskawice
wypełniając echo swoim suchym trzaskiem

Wiatr, towarzysz gromów,wierny, nie strudzony,
swawoląc w dzikim tańcu, gnając poprzez błonie
bezlitośnie targał, skręcał drzew korony,
i naginał do ziemi w pokornym ukłonie

Kto żyw, schodził z drogi, szukając schronienia.
Świat zamarł w napięciu i w śmiertelnej trwodze.
Jaszczurka przywarła ciałem do kamienia,
walcząc, by utrzymać się na jednej nodze.

Nic, oprócz przetrwania, nie miało znaczenia,
gdy nad ziemią szalał rytuał odwieczny.
Czyżby już nadchodził kres wszego istnienia?
Czy Anieli grają na sąd ostateczny?